Od rana padał zimny śnieg z deszczem. Teraz siąpi deszcz.
A mnie wciąż rozgrzewają wspomnienia z Lanzarote.
W myślach nazywam ją wyspą, która spełnia marzenia.
Jednym z nich, odkąd zaczęły fascynować mnie wulkany,
czyli właściwie od dzieciaka, było zajrzeć do krateru wulkanu.
To nic, że zwykle nie ma tam nic ciekawego.
Chciałam zajrzeć i już!
Wspinać się na Wezuwiusza nie było czasu.
A tu… mogłam zaglądać do woli
Na przykład z samolotu, choć za wiele nie było widać
Albo całkiem z bliska
Wulkan ów nazywa się Guanapay.
Na jego krawędzi stoi najprawdziwszy szesnastowieczny zamek.
A jakie stamtąd widoki!
Teraz Lanzarote zdaje mi się pięknym snem…