I tylko boćka żal…
I tylko boćka żal…
Burza… uwielbiam! Tak samo, jak sztorm na morzu. Żywioł nie do opanowania…
Wczoraj po gorącym dniu, przyszła wieczorem taka właśnie typowa gwałtowna letnia burza.
Przed burzą było tak:
Coś mnie tknęło i zostałam na polu. Chciałam posłuchać ptaszków, powdychać zapach lata.
A potem przyszła…
Niby jak się siedzi w domu, to widać, jak wiatr targa w takich chwilach drzewami, ale to nie to samo, co siedzieć na środku pola w aucie, które całe ryra się od podmuchów wiatru. Wtedy dopiero czuć tą moc.
Apogeum trwało może z pięć minut i było niesamowite! Błyskawice oślepiające blaskiem, niebieskie i różowe, na południu, zachodzie i północy. I nade mną też. Grzmot piorunów. Bosko!
Fakt, że nie chciałabym się w tej burzy znaleźć w samolocie…
Próbowałam robić zdjęcia, ale ciężko utrafić, zwłaszcza małpką
A po burzy… uwielbiam ten niesamowity zapach, ciszę, która nagle zapada i słychać tylko odgłosy płynącej i kapiącej wszędzie dookoła wody. Na ciemnym horyzoncie jeszcze błyska i z daleka dochodzi stłumiony pomruk…
Teraz z innej beczki. Wczoraj w miejscu, w którym pracuję była loteria. Każdy paragon wygrywał. Paragon dostałam, ale jakoś nie pociągały mnie rzeczy typu solniczka i pieprzniczka, poduszka podróżna czy ‘zestaw relaksacyjny’ w postaci dwóch małych buteleczek balsamu – mam swój ulubiony Poszłam dopiero, jak usłyszałam o zestawie narzędzi, hehehe.
Pani przede mną go wylosowała (ostatni zresztą), stwierdziła, że go nie chce, potem, że może na prezent się przyda, a potem, że jednak nie. Ja wzięłam go bez losowania Czy ja jestem jakaś dziwna?